Szkubani piyrzo.
Zwyczaj jaki już chyba prawie na dobre zaniknął w naszych domach to szkubani piyrzo :)
Zawyczajem było , że w domach kaj była dziołcha chowało się gyńsi , by przed weselym w wianie usuć cerze z piyrzo pierzina i zegłowki .
Dawniej przy takich szkubaniach dochodziło nawet do zeswatania młodej panny z kawalerem :) było wtedy niemal pewne , że następnej jesieni będzie zaś u kogo szkubać piyrze :)
Teraz mało kto zajmuje się w własnym chowem i podtrzymuje ten zwyczaj.
Pamiętam z dzieciństwa gdy jako 3-5 letnia dziewczynka obserwowałam te późno popołudniowe jesienne spotkania sąsiadek , przyjaciółek i kuzynek babci , które zbierały się w domu by przez kilka dni szkubać piyrze :)
Z kuzynką wyczekiwałyśmy w oknie , gdy już widziałyśmy że ciotki idą wołałyśmy:
Babcia, bacia !! Szkubaczki idom !
Przeważnie było to około 10-12 pań , siadały w pokoju przy dużym stole a wtedy babcia przynosiła w dużym worku pierze i wysypywała je na stół. Każda ciotka miała miskę i szkubała pierze.
Po oskubaniu gęsich piór z chorągiewek, dudki ze stosiną zbierałyśmy z kuzynkami i pisałyśmy kolorowymi tuszami po kartkach.
Czasami przesiadywałyśmy pod stołem i słuchałyśmy plotek i pogaduszek. Najbardziej lubiłam opowiadania i historie o Wodniku Zefliku co w stawach straszył, o Damie z psami co w Jedłowniku nocami się ukazuje, albo o Rolniku co kamień graniczny sąsiadowi przesunął i straszył.
Gdy pijany biesiadnik wracał z szynku przez pola , gdzie ów rolnik się ukazywał zapytał zjawę:
Co tu chopie robisz tak nieskoro na tym polu z tym kamiyniym?
Duch mu na to:
Nie wiym kaj mom tyn kamiyń położyć?
Po czym biesiadnik mu godo:
Dyć dej go tam skond żeś go wzion!
Po tym zdarzeniu w miejscu tym ( obecnie któreś z pól przy ul.Rogowskiej) przestało straszyć.
Tych historii było tak wiele że teraz tylko żal , że nikt tego nie zanotował.
Jedne opowiadały o zamku w Kokoszycach , który nocą spod ziemi wyjeżdżał , jedna o tym jak som Pon Bog wodnika w pole wywiod .
Moja bacia zawsze grała na organkach ustnych a ciotki śpiewały opowiadały wice było bardzo wiele śmiechu i rozmów. Sąsiad z sąsiadem żył zgodnie i szczęśliwie, dzielili się z sobą swymi troskami i kłopotami mogli liczyć na pocieszenie i dobre słowo, ludzie byli sobie bliżsi.
Pierze sypało się po całym pokoju a my miałyśmy ogromną radość, gdy dmuchałyśmy w nie a ono fruwało i opadało na ziemię.
Na koniec każdego dnia babcia robiła kolację , herbatkę , kawę , a nam zaczynało być smutno , że dopiero jutro wieczorem znów będziemy mogły się tak fajnie bawić i słuchać historii przez, które czasami było nam trudno zasnąć.
Piyrzi szkubać zaś przidymy
Kawa z ciastym też zaś zjymy
Podrzistomy pośpiywomy
Tela z tego życio momy :)
Marzena Machnik.
24.06.2009rok.